Po obserwacjach kwiecień - listopad zaobserwowałam pewne zmiany. W kwietniu zaczęłam stopować ze sportem. 3 razy w tygodniu jeździłam na rowerze z dyskomfortem, jednak pierwszy "ortopeda" twierdził, że to nie ma nic wspólnego z kolanami. A więc jeździłam nadal. Przez cały czerwiec miałam klejone tejpy, zaczęłam wykonywać ćwiczenia wzmacniające mięśnie m.in mięśnie uda + niewielkie rozciąganie na koniec - 3 razy w tygodniu. Rower odstawiony przez ból oraz zalecenia lekarza. Zaczęłam chodzić na rehabilitacje: pole magnetyczne + krioterapia przez dwa tygodnie. Na samym początku ból kolan doskwierał mi chociażby po 3 km spaceru, kolana były bardzo słabe i "sflaczałe" + strzykanie przy ruchu. Moja pierwsza próba jazdy na rowerze zakończona bólem po 2 km jazdy. Ogólnie było słabo. Do sierpnia wykonywałam jedynie te ćwiczenia + łykanie suplementu. Wizyta u ortopedy i jego reakcja typu: "trzeba natychmiast zrobić przeszczep komórek macierzystych" chociaż jeszcze dwa miesiące temu mówił, że potrzebne będą najwyżej zastrzyki kwasem. Postanowiłam jeszcze trochę poobserwować to kolano, czy będzie gorzej, czy nie. Kolejny raz wsiadam na rower w celu przebadania sytuacji. Po ćwiczeniach moje nogi nabrały lepszej formy, długie spacery jeszcze delikatnie sprawiały dyskomfort przez brak siły. Po godzinie chodzenia po prostu musiałam usiąść i odpocząć, ale już nie bolały. Pierwszy raz jazda na rowerze nie bolała ani trochę. Zaczęłam ćwiczyć w domu, wybierałam ćwiczenia na ogólny rozwój mojego ciała, bez większej ingerencji kolan. We wrześniu powrót do miejscowego "ortopedy", ale tylko po to, by umówić się na zastrzyki kwasem. (Rodzice uważali, że szkoda pieniędzy na innego ortopedę). Trochę jazdy na rowerze, ćwiczenia od lekarza + wybrane przeze mnie, no i oczywiście dołożyłam o więcej ćwiczeń na rozciąganie, bo na tym mi bardzo zależy ze względu na przykurcze. Wizyta, na której miałam ustalić daty zastrzyków w październiku była u tego "ortopedy" ostatnią (na szczęście!) Zalecił zastrzyki za 2,5 tysiąca, po czym szybko wyrzucił mnie z gabinetu. Zamknęli jedyny szpital w mojej miejscowości (mieszkam w małym miasteczku, do specjalistów jest kawałek.) z oddziałem ortopedii włącznie. Nogi w październiku w porównaniu z tym co było w maju, były według mnie w dobrym stanie. Wchodzenie po schodach, jazda na rowerze, szybsze i dłuższe spacery, większy bezbolesny zakres zginania kolan. W listopadzie pojechałam do trzeciego ortopedy. I właśnie u niego zamierzam robić zastrzyki. Całkiem inne podejście, na spokojnie, nie wysyła mnie od razu na bóg wie jakie zastrzyki za 2,5 tysiąca. Po przejrzeniu usg kolan i po ruchu kolan, a także po rozmowie o przebiegu całej tej kontuzji stwierdził, że zrobimy słabsze zastrzyki kwasem hialuronowym, w trzech seriach. Powiedział mi, że przyczyną jest zbyt częste zbieganie, podbiegi ogółem. Nie wiem co mam o tym myśleć. Czyżby to był główny powód? Wcześniejszy lekarz dodał też, że to przez moje nierozciągnięcie, a właściwie przykurcze (i to straszne, biorąc pod uwagę mój wiek.) Każdy lekarz widząc mój przysiad mówił, że z takim przysiadem się spotykają u pięćdziesięciolatków. Stan kolan poprawił się bardzo, jeszcze niecałe pół roku temu wychodząc na spacer nie mogłam zapomnieć o kolanach, odczuwałam ból. W końcu wchodząc po schodach nie tylko mnie nie boli. W nogach czuję siłę, mogę pokonywać po kilka schodów na raz - to efekt ćwiczeń, które niewątpliwie mi pomogły. Jazda na rowerze to dla mnie żaden trud, oczywiście staram się delikatnie, ale jak troszeczkę przypedałuje to nadal jest okej. Na dzień dzisiejszy powiedziałabym że wszystko jest okej poza trzema rzeczami: słabe rozciągnięcie (to z czasem będzie coraz lepsze), brak możliwości pełnego zgięcia kolan (ból w pewnym momencie który sprawia, że automatycznie noga się prostuje, a więc to logiczne, że od kilku miesięcy nie kucam) no i trzecie - gdy ruszam kolanami i za nie się złapię czuję trzeszczenie. Lekarz mówił, że będę mogła znowu biegać. Podobno kwas sprawi, że zginanie kolan będzie bezbolesny, taki jak wcześniej. Nigdy już nie wrócę do intensywnych ćwiczeń 5x w tygodniu, ale rekreacyjny trucht 2/3 razy w tygodniu - czemu nie? No i w końcu wrócę na WF. Zastanawia mnie jedno - co rzeczywiście było przyczyną tego przyparcia z uszkodzeniem chrząstki? Zbyt częste trenowanie, brak dostatecznego rozciągnięcia (przykurcze), czy może czysto techniczne błędy? Za tydzień mam pierwsze zastrzyki - skończę je jeszcze w grudniu - tylko co dalej? Nie chce wrócić do sportu na moment, żeby ponownie złapać jakąś kontuzję przez niedoinformowanie. Co ja teraz mogę zrobić? Jak skończę te zastrzyki, lekarz powie że jest dobrze, rodzice nie dadzą ani złotówki na kolejne, ich zdaniem bezcelowe, wizyty. Może fizjoterapeuta? Czy jakieś konkretne badania? O co ewentualnie mogłabym dopytać tego ortopedę? Kompletnie nie wiem co dalej. Nie chce wrócić, żeby pogłębiać kolejne urazy. Sport to moja pasja i miłość, ale zdrowie stawiam na pierwszym miejscu. Byłabym wdzięczna za wskazówki...
|